
Dziwi taka forma "obrony". Bliższa jest ona raczej aktowi desperacji. Dziwi podwójnie, gdyż osoba to zlecająca była dziennikarzem. Niepojęte, gdyż została w tekście złamane zasady etyki dziennikarskiej, ale i również można znaleźć daleko posunięte złamanie zasad dobrego obyczaju i relacji między ludzkich. Choć te sprawy każdy oceni sam, nie można przejść obojętnie wobec jawnego łamania prawa. Perturbacje z tym związane mogą odczuć oprócz autora tego czegoś jeszcze inne podmioty. Autor bezpardonowo naruszył przepisy o ochronie danych osobowych publikując imię i nazwisko, adres zamieszkania, numer PESEL, numer dowodu tożsamości i datę urodzenia. Dodatkowo upublicznił informacje na temat stanu zdrowia. Te dane są chronione w sposób szczególny i autor posiadający odrobinę instynktu samozachowawczego i choćby elementarną wiedzę w zakresie prawa powinien to wiedzieć.
Kolejnym zatrważającym faktem jest ujawnienie dokumentu prawnie chronionego. Pokrzywdzony nie ujawnił autorowi tego dokumentu, co jest oczywiste. Zatem droga ujawnienia zawęża się do Powiatowego Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności lub Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Skore chronione dokumenty mogą wypływać w sposób niekontrolowany, jaką można mieć gwarancję, że i inne ważne informacje o innych kandydatach, czy mieszkańcach nie wypływają w podobny sposób. Ta kwestia powinna być dogłębnie sprawdzona i powinny być wyciągnięte surowe konsekwencje wobec osób wykonujących takie rzeczy.
Czy opublikowany na zlecenie kandydata materiał reklamowy pogrąża opisywaną w nim osobę, czy autora pozostawiam państwu do samodzielnej oceny.